O tym, że lubimy jeździć do Czech pisaliśmy już nie raz. Wspominaliśmy też, że przyciąga nas atmosfera i usposobienie Czechów – ludzi pozytywnych, siedzących przy kuflu piwa, radosnych, otwartych, bez tematów tabu i uprzedzeń. Polubiliśmy ten stereotypowy obraz południowego sąsiada. Tymczasem okazuje się, że nie tacy Czesi grzeczni jak ich malują.
Literatura znowu okazała się kluczem do rzeczywistości. Lepszym niż liczne wyjazdy bo nie pozwala przymykać oczu na niewygodne kwestie.
Nasz obraz południowych sąsiadów ukształtowały nieliczne znajomość z sympatycznymi Czechami, smak Lentilków i Kofoli, dawne lektury Hrabala i przygody dobrego wojaka Szwejka. Najczęściej miło, swojsko, bez trudnych tematów. Okazuje się, że do ich podjęcia nie są przygotowani sami Czesi i nawet im nie udaje się w dzisiejszych skomplikowanych czasach unikać domowych wojenek dzielących społeczeństwo.
Kluczem do tego tematu jest postać Radki Denemarkovej, współczesnej czeskiej pisarki, która jest niezwykle niewygodna dla wielu Czechów. Dlaczego? Zacznijmy od tego, że jest kobietą. I podczas gdy Mariusz Szczygieł, najpopularniejszy z polskich czechofilów, uznaje ją nie tylko za najlepszą wśród czeskich pisarek, ale też pisarzy – czescy krytycy uparcie chcieliby ją katalogować jako pisarkę kobiecą i wpisywać w nurt literatury kobiecej. W tej ostatniej nie ma oczywiście nic złego, tyle że tematy poruszane przez Radkę Denemarkovą i styl jej pisania nijak nie wpasowuje się w te ramy. Bo są to tematy dla Czechów niewygodne.
Poniżej Radka Denemarkova podczas spotkania z czytelnikami w ramach Conrad Festival w Krakowie w 2019 roku.
Trudne wyimki z historii
Na przykład historia Niemców sudeckich. Przez lata zamieszkiwali oni tereny Czech, Moraw i Śląska, na których pod koniec okresu międzywojennego utworzono Kraj Sudetów. Jak można się domyślić, czas powojnia nie był dla nich łatwy, a Czesi nie mieli litości dla dawnych oprawców.
Gdy po wojnie znaleźli się na terytorium Czech stali się obiektem “dzikiego wypędzenia” (czes. odsunu). Około 700 tysięcy często przypadkowych ludzi zostało wygnanych ze swoich domów. Ale to, o czym Czesi woleliby nie pamiętać to nie same wypędzenia, ale popełniane w tym czasie zbrodnie, na które ówczesna władza dawała ciche przyzwolenie. Uście nad Łabą, Postoloprty, Očihov, Dobronin i wiele innych, to czeskie Jedwabne, w których według szacunków zginęło od 19 do 30 tys. ludzi, a 200 tys. uznaje się za zaginionych.
Pamięć o tych wydarzeniach boli – wszak chodzi o ich sąsiadów, tak jak oni obywateli Czechosłowacji, z którymi współżyli przez wiele lat. Wolą więc o tym nie pamiętać. A Radka Denemarkova przypomniała im te niewygodne epizody historii książką Pieniądze od Hitlera, której bohaterką jest wracająca po wojnie do swojej rodzinnej miejscowości Niemka Gita Lauschmann, która na miejscu spotyka głównie niechęć i przemoc. Warto dodać, że książka ta została wydana w 2006 roku – w czasie, kiedy Czesi na dyskusję o tej części swojej historii nie byli absolutnie gotowi.
Kiedy na podstawie książki powstał w praskim teatrze spektakl teatralny, podobno wielu widzów wychodziło w trakcie przerwy. Mówili, że jest zbyt brutalnie. Że spektakl reklamowany był jako groteska, a nie był śmieszny. Że po przedstawieniu chcieli pójść na piwo i chcieliby żeby było miło. Bo za te pieniądze powinno być miło. W stereotypach jest jednak zawsze ziarnko prawdy. Otóż Czesi lubią kiedy jest miło. Nie lubią za to, kiedy wytrąca się ich z bezpiecznego świata, w którym się zamykają. Po prostu Czesi mają karty historii, do których wolą nie wracać.
I trudne wyimki ze współczesności
Nie tylko historia jest tematem, który dzieli. Współczesne tematy też potrafią uwierać. Czesi są otwarci jeśli chodzi o kościół i sprawy wiary, bez zadęcia rozmawiają o seksie i śmierci. A mimo to Denemarkova wywołała burzę tematem przemocy wobec kobiet. Kiedy w 2014 roku opublikowała książkę Przyczynek do historii radości, pod którym to tytułem przewrotnie skrywają się bolesne tematy gwałtów, Czesi znowu wpadli w konsternację.
Po co o tym pisać? Kogo to interesuje? To t y l k o gwałt. Podobno kiedy świat oklejony został hasłem #meetoo, nagłówki czeskiej prasy wprawiały w zażenowanie pobłażliwym i lekkim potraktowaniem tematu. To nic ważnego. Tak też próbowano traktować książkę Denemarkovej, zarzucając jej zbytni feminizm, jakby to było coś złego.
W zakłopotanie i konsternację wprawiały też wypowiedzi osób publicznych w Czechach, które zdecydowały się tę sprawę skomentować. Pozostając w tematach literackich, niech za przykład posłuży wypowiedź poczytnego czeskiego pisarza Michala Viewegha, który w komentarzu do oskarżeń wniesionych przeciw amerykańskiemu sędziemu Bretta Kavanaugh o usiłowanie gwałtu w młodości:
złożył ręce w podzięce Bogu, za to, że urodził się w kraju, w którym jako dorastający chłopak mógł obmacywać rówieśniczki, tak, by nie groziły mu za to żadne konsekwencje zagrażające jego przyszłej karierze, ponieważ na szczęście żadna z jego koleżanek nie była taką północnoamerykańską krową, by mu ten gimnazjalny petting sprzed 35 lat wypominała i dziś. (cytat za blogiem Czechy czyli robimy sobie raj)
Żeby uzupełnić obraz kobiet, jaki niesie w świat ten popularny pisarz wystarczy spojrzeć na okładki jego książek:
Niestety, w swoim myśleniu nie jest on wyjątkiem. Podobnie myślą czescy politycy, którzy nawet nie powstrzymują się od wygłaszania opinii zbywających temat przemocy wobec kobiet żartem i ignorancją. Po więcej informacji na ten temat odsyłam do tekstu Trochę niewinnego gwałcenia w raju.
W kontekście tych nowinek przestaje dziwić chłodne przyjęcie książki Denemarkovej, dziwi za to jak trudno przebić się poza krążące stereotypy, które często na długie lata kształtują nasz obraz sąsiadów.
A to tylko kilka tematów, które Czesi w ostatnich latach z chęcią zamietliby pod dywan. Podobno sympatyczni Czesi w gospodzie nad kuflem piwa coraz rzadziej opowiadają sobie żartobliwe anegdoty, częściej za to powtarzają zasłyszane wokół czy przeczytane w Internecie nowinki o czyhających zagrożeniach, uchodźcach, innych. Idą z duchem czasu, chłonąc otaczający ich populistyczny bełkot. Znamy to? Oj, znamy.
Nie można generalizować – wszędzie i zawsze współistnieją ze sobą różne typy. Nadal można spotkać Czechów, których chcielibyśmy za sąsiadów. Trzeba jednak pamiętać, że każdy kraj ma swoje trupy w szafie, z którymi przychodzi mu się mierzyć. A żyjemy w czasach, kiedy merytoryczna dyskusja często zastępowana jest przez atak, co skutecznie polaryzuje społeczeństwa. Nie jest raczej pocieszające, że nie tylko my jako naród się z tym borykamy. Warto jednak mieć świadomość, że inne nacje mierzą się z podobnymi problemami.
Bardzo wygodny był obraz Czechów, jaki nosiliśmy w sobie przed lekturami książek Radki Denemarkovej. Bardzo się cieszę, że został zaktualizowany do nowej wersji. Wierzę, że pełniejszej.
*Większość informacji o nastrojach w Czechach pochodzi od Mariusza Szczygła i samej Radki Denemarkovej, którzy rozmawiali o książkach pisarki na festiwalu Conrada w Krakowie.
0 comments on “Czeskie trupy z szafy, czyli co boli Czechów w książkach Radki Denemarkovej”