To był nasz pierwszy pełny rok podróży we trójkę. Intensywny, ale w zupełnie inny sposób niż dotychczas. Rok odkrywania nowych miejsc daleko, ale też odnajdywania tych, które są zaskakująco blisko. Wreszcie rok szukania odpowiedzi na pytanie czy podróżowanie z małym dzieckiem jest możliwe. I co? Chyba się udało!
Czym skorupka za młodu nasiąknie…
Wierzymy, że w tym przysłowiu jest krztyna prawdy. Żeby się jednak przekonać na własnym przykładzie, od pierwszych miesięcy życia syn dzielnie towarzyszył nam w podróżach. Zaczęliśmy od Moraw Południowych w Czechach, później w ramach testowania dalszych kierunków wybraliśmy Tel-Aviv – jak się okazało kierunek idealny dla 6-miesięcznego podróżnika. W międzyczasie sprawdzaliśmy też nasze możliwości górskie: zaczęliśmy od Maciejowej w Gorcach, byliśmy na Stecówce i Klimczoku. Pierwsze miesiące to był czas wzajemnego testowania swoich możliwości, wyznaczania stref komfortu, poznawania nowego wymiaru podróżowania, wszak dziecko to jednak poważna sprawa 😉
Z całą pewnością możemy stwierdzić, że udało nam się nie zrazić do nowych warunków. 2019 rok zaczynaliśmy z przeświadczeniem, że się da. A przed nami był pierwszy pełny rok wspólnych wyjazdów, nasz apetyt był zaś coraz większy, tęskniliśmy już za dłuższym wypadem.
Podróże dalekie…
Zaczęliśmy od lotu na Fuerteventurę. Zupełnie inaczej niż do tej pory zdecydowaliśmy się na wyjazd z biurem podróży. Chcieliśmy sprawdzić czy ta forma sprawdza się z małym dzieckiem (8 miesięcy) i czy po latach podróżowania na własną rękę będzie to też dla nas chwilowe ułatwienie. Okazało się, że nie. Nie, nie jest dla nas i nie, nie pasowała też synowi, który zdecydowanie lepiej bawił się, kiedy wynajętym samochodem opuszczaliśmy hotel i sami zwiedzaliśmy wyspę.
Następny wyjazd zorganizowaliśmy więc jak zwykle. Tym razem Portugalia – jeździliśmy między Aveiro a Lizboną, po drodze zatrzymując się w mniej lub bardziej znanych miejscach. Kierunek okazał się idealny do naszego niespiesznego tempa z 11-miesięcznym bobasem. Otworzył nam też oczy na kilka spraw organizacyjnych: primo, ceny noclegów z założeniem, że potrzebujemy więcej miejsca dla pełzającego młodego człowieka oraz dostępu do aneksu kuchennego znacznie zawyżają koszta wyjazdu. Secundo, koszt wypożyczenia fotelika samochodowego (często niewiele taniej niż sam samochód) sprawia, że podróżowanie wynajętym autem za granicą stało się ekskluzywne i w przyszłości raczej będziemy unikać.
W następną podróż do Słowenii pojechaliśmy już swoim samochodem. Ten niewielki kraj od dawna siedział nam w głowie, tym razem przyszedł jego czas. Czas był też idealny dla naszego 14-miesięcznego syna, który w końcu (tak, dopiero wtedy!) zaakceptował samochód jako środek transportu, czym znacznie ułatwił nam podróż. Słowenia okazała się świetnym miejscem na rodzinne wakacje: niewielkie odległości, dostępne góry, sympatyczne miasteczka, pocztówkowe widoki. Zrobiła na nas duże wrażenie, a widzieliśmy zaledwie jej część.
…i te bliższe
Rok podróżniczy ma to do siebie, że długie wyjazdy, na które czeka się ze zniecierpliwieniem poprzetykane są przyjemnymi bliższymi wypadami. Pierwszy raz od dawna wybraliśmy się więc na majówkę. Padło na Łódź i Toruń. Niestety pogoda nie rozpieszczała, ale opatuleni po szyję przeszliśmy sporo kilometrów bez żadnych planów i punktów obowiązkowych do zobaczenia.
Dość często gościliśmy też u naszych południowych sąsiadów. Odkrywaliśmy region śląsko-morawski, gdzie leży między innymi Stramberk, miasteczko, do którego zapałaliśmy sympatią absolutną. A wokół niego nie brakuje ciekawych miejsc więc na pewno będziemy wracać w te rejony.
Po kilku latach wróciliśmy też w Beskid Niski. Ten mało rozwinięty turystycznie region Polski jest idealny żeby zaszyć się w ciszy. Wokół tylko niewysokie góry, lekko senne miasteczka pamiętające lepsze czasy dla tego skrawka ziemi i historia dawnych mieszkańców dopominająca się o pamięć przez rozrzucone po Beskidzie Niskim cerkwie, dwujęzyczne tablice, puste miejsca na mapie. Lubimy takie melancholijnie nastrajające okolice 😉
Góry, góry, góry
A jeszcze przecież w ciągu roku jest tyle weekendów, których grzech nie wykorzystać! Okazało się, że trekkingi w górach są nadal możliwe, tylko trzeba ograniczyć zdobywane wysokości. W ten sposób w naszych głowach zakiełkował pomysł by w powiększonym składzie zdobyć Koronę Gór Polskich. Zawsze na zdobywanie niższych szczytów brakowało czasu, teraz są idealne. Zamieniliśmy więc chustę na nosidło ergonomiczne i zaczęliśmy sezon od wiosennego wejścia na Halę Boraczą.
Następnie nadgryźliśmy nieco Sudety, kierunek do tej pory bardzo niesłusznie przez nas omijany. Zaczęliśmy od Biskupiej Kopy w Górach Opawskich, z której w maju rozciąga się widok na kwitnące pola rzepaku.
Tuż przy Bielsku-Białej zdobyliśmy, idąc na Czupel – najwyższy szczyt Beskidu Niskiego i odkryliśmy dla siebie Magurkę, przesympatyczne miejsce na rodzinny wypad.
W wyniku niewielkiej pomyłki zamiast na Jagodną weszliśmy na Borówkową w Górach Złotych (:D), którą to bardzo polubiliśmy.
Lubomir w Górach Makowskich może nie był najatrakcyjniejszy widokowo, ale szybko o tym zapomnieliśmy bo niedługo potem patrzyliśmy już na słoweńskie góry, w których są miejsca łatwo dostępne nawet dla rodzin z małymi dziećmi. Tam widoki cieszyły oczy.
Jesienią kolejny raz poszliśmy na przyjemny spacer na czeski Radhost a sezon zakończyliśmy łapiąc ostatnie promienie słońca na Stecówce.
Zmiany, zmiany, zmiany
Działo się! Nasz syn zdecydowanie sprawdził się jako kompan w podróży. Zmienił nie tylko nasz sposób podróżowania na wolniejszy i bardziej odpoczynkowy, ale dzięki niemu jeszcze bardziej otworzyliśmy się na brak planów i spontaniczność w podróżowaniu – wszak w każdą kolejną podróż zabiera się dziecko już nieco starsze, na innym etapie rozwoju i z innymi potrzebami, tu nie da się wszystkiego przewidzieć 🙂
A najbardziej nas cieszy, że udało nam się być w tych wszystkich miejscach we troje, a właściwie we czworo. Wszędzie już towarzyszyła nam bowiem kolejna osóbka w naszej drużynie, która przyszła na świat na początku grudnia. Zamykamy więc rok 2019 i liczymy, że doświadczenie z tego roku pomoże nam zorganizować podróże rodziny 2+2.
Nowy rok, nowe wyzwania!
0 comments on “Podróże z małym dzieckiem? To możliwe! Co udało się nam zobaczyć w 2019 roku?”