Zakładaliśmy, że nasz Mały Zawodnik wyruszy w góry jak tylko będziemy na to gotowi. Oczywiście przed pierwszym wyjściem naszą głowę zaprzątało mnóstwo pytań, na które najlepszą odpowiedzią okazało się spakowanie plecaka i sprawdzenie jak to jest w terenie. I jak jest? Inaczej, ale taka rodzinna wędrówka z dzieckiem jest cudownym przeżyciem, które daje poczucie, że można wszystko. Warto więc poświęcić trochę czasu na przygotowania żeby nie rezygnować ze swoich pasji tylko kontynuować je na nowych zasadach.
Wiedzieliśmy, że kilkumiesięczne niemowlę ruszy w drogę w chuście. Korzystaliśmy z niej już w domu i w mieście odkąd Maluch skończył dwa tygodnie. Góry były naturalnym przedłużeniem naszych tras spacerowych a chusta była podstawowym środkiem transportu przez pierwszych kilka miesięcy jego .
Przeczytaliśmy mnóstwo opinii fizjoterapeutów, zajrzeliśmy na blogi rodziców noszących, pytaliśmy u specjalistów i było jasne, że tylko chusta spełni wymagania bezpieczeństwa.
Dla dzieci, które same nie siedzą jedynie dobrze zawiązana chusta zapewnia odpowiednią fizjologicznie pozycję, nie obciążając jego kręgosłupa i nie nadwyrężając stawów biodrowych. Dopóki więc malec nie usiądzie możemy odłożyć na bok wszelkie nosidła, a o wisiadłach, czyli transporterach, w których dziecko obrócone jest tylem do rodzica a nóżki zwisają wyprostowane – najlepiej zapomnieć na zawsze.
Wybór chusty i wiązanie
Na pierwsze wiązanie umówiliśmy się z doradczynią chustonoszenia, która pokazała nam jak możemy wiązać chustę i nosić Malucha. To chyba najlepsze rozwiązanie dla początkujących mam 🙂 Nagraliśmy sobie film instruktażowy, zrobiliśmy zdjęcia i ćwiczyliśmy później aż doszliśmy do perfekcji. Kiedy próbowałam nowe wiązania, bazując na instruktażach znalezionych w Internecie nie szło już tak dobrze. Jednak co człowiek, to człowiek.
Początki były wymagające, ale po jakimś czasie i kilku konsultacjach polegających na wysyłaniu zdjęć zamotanego dziecięcia doszłam do takiej wprawy, że mogę motać z zamkniętymi oczami 😉 U doradcy zaczerpnęliśmy też informacji jaką chustę najlepiej wybrać. A jest w czym wybierać – wystarczy wejść na stronę dowolnego producenta żeby utonąć w lawinie materiałów, rozmiarów i splotów (my wybraliśmy bawełnianą chustę o długości 4,6 m tkaną splotem skośno-krzyżowym).
Jeśli chodzi o wiązanie duże znaczenie ma przede wszystkim wiek dziecka. My naszego trzymiesięcznego malucha nieśliśmy w kangurku. Dzięki temu mógł swobodnie podziwiać widoki a później ułożyć się wygodnie i zasnąć. Najważniejsze to dobrze dociągnąć chustę żeby przy wędrówce mieć poczucie, że dziecko jest nią dobrze owinięte i stabilnie przylega do naszego ciała.
Ja mam taki miernik: jeśli nie czuję potrzeby przytrzymywania dziecka rękami to znaczy, że chusta jest dobrze dociągnięta. Po kilku razach łatwo jest wyczuć czy chusta dobrze przylega.
Warto przyzwyczajać dziecko do motania i noszenia w chuście już wcześniej – zarówno w czasie snu jak i w czasie aktywności. Nie tylko nabierzemy wprawy, ale nie będziemy też drżeć o to jak zareaguje młody człowiek, kiedy się nagle obudzi, nauczymy się zabawiać zniecierpliwionego wiązaniem bobasa, poznamy jego preferencje i przy okazji swobodnie pospacerujemy. A spacery w chuście są super:)
Kiedy już wiedzieliśmy, że chusta jest najlepszym rozwiązaniem, przed pierwszym wyjściem w góry pojawiły się kolejne pytania:
Pogoda
Niestety upalne lato nie sprzyja chustowaniu. Co prawda są chusty ze specjalnych materiałów, które mają zapewniać komfort przy wysokich temperaturach, ale jeśli trafia się pogoda tak świetna jak w anno domini 2018 to lepiej nie męczyć dziecka i siebie. Przytulenie i dodatkowa warstwa materiału sprawiają, że noszenie jest naprawdę niewygodne i męczące, lepiej zaczekać na delikatne ochłodzenie.
Wybór trasy
Oczywistym jest, że ambitne trasy dla wymagających tym razem odpadają 🙂 Tras dla maluchów można poszukać w internecie i zaczerpnąć inspiracji od kogoś, kto już w górach z dzieckiem był. Najlepiej wybrać łagodny szlak bez stromych podejść – samo podejście nie jest aż takim problemem, ale trzeba jeszcze zejść, a widoczność podłoża jest utrudniona przez przytulony do nas z przodu tobołek. Lepiej więc nie podnosić sobie niepotrzebnie poprzeczki i poziomu kortyzolu bo stres przy takim kamienistym zejściu jest murowany.
Warto też wybrać trasę stosunkowo niedługą żeby mieć zapas czasowy na nieprzewidziane sytuacje. Jeśli nie będzie nam potrzebny po drodze to możemy dłużej leniuchować pod schroniskiem. Pierwszym naszym celem było schronisko na Maciejowej, szlak z Rabki jest piękny i wręcz stworzony do tego żeby przejść go rodzinnie.
Dokładne zaplanowanie miejsc na rozchustowanie
Nigdy niewiadomo kiedy obudzi się Maluch. Dlatego warto przeanalizować na trasie, gdzie znajdują sie dobre miejsca na odpoczynek, rozłożenie maty i rozchustowanie. Polany, łączki, prześwity w lesie. Najgorzej gdy przebudzony brzdąc chwilę po wejściu do gęstego lasu zapragnie odrobiny ruchu 😉
Organizacja czasowa
Mnie przed pierwszym wyjściem w góry głowę zaprzątała myśl: jak to wszystko zorganizować? Kiedy wyjść? Co jeśli się obudzi? Odpowiedź na te pytania niestety nie jest uniwersalna – wszystko zależy od dziecka, najlepiej wpasować się w jego rytm. Co to znaczy? Jeśli dziecko po przebudzeniu je, bawi a później idzie na drzemkę to warto spróbować zawiązać chustę po chwili zabawy, kiedy już powoli będzie robiło się senne. Samo wiązanie może być świetną zabawą, później moc atrakcji w postaci widoków wokół, co jest jak najlepsza kołysanka dla Malucha. Jeśli uda się zrealizować ten scenariusz to mamy czas na wędrowanie w czasie jego aktywności i drzemki a to już całkiem sporo. A jeśli się obudzi na trasie? Patrz punkt następny 🙂
A co ze sobą zabrać?
Cóż, lista rzeczy do spakowania na jednodniowy wypad trochę się wydłuża, ale ciągle można je zmieścić w jednym plecaku:
Mata piknikowa – najlepiej taka, którą dobrze i szybko się rozkłada. Do rozprostowania kości, do zabawy, do leniuchowania i podziwiania widoków. A przy trekkingu z dzieckiem przerwa może przydarzyć się w dowolnym momencie i warto być na nią przygotowanym. Nie we wszystkich schroniskach jest też miejsce na przewinięcie dziecka a przy ładnej pogodzie taka mata daje nam niezależność, możemy wszystko załatwić na zewnątrz na świeżym powietrzu.
Kijki trekkingowe – nawet jeśli do tej pory chodziliście bez to warto o nich pomyśleć. Nie dość, że odciążają kręgosłup to jeszcze są dodatkowym zabezpieczeniem przed upadkiem. A już szczególnie przydają się przy zejściach, kiedy trzeba dokładniej badać grunt pod nogami.
Ubranka na zmianę/do ubrania – latem niosący i noszony grzeją się od siebie, po rozwiązaniu najlepiej sprawdzić czy maluch nie jest mokry – jeśli tak to najlepiej zmienić ubranko na suche. Nawet jeśli pogoda jest piękna to wyżej często jest chłodniej i po zdjęciu chusty dziecko trzeba dodatkowo ubrać – w chuście ma zazwyczaj mniej warstw niż wymaga tego temperatura. I czapeczka, koniecznie. Słońce w górach grzeje przyjemnie, ale też dość mocno, trzeba chronić małe główki przed słońcem i wiatrem.
Ulubione zabawki – po drodze atrakcji jest mnóstwo, na postojach też da się jakieś zorganizować, ale lepiej być przygotowanym na zabawianie malucha chociażby przy wiązaniu chusty. Nas nieraz koala Phil wybawił z opresji i regularnie podróżował w kieszeni spodni 🙂
Dziecięcy niezbędnik – czyli wszystkie pieluchy, chusteczki, podkłady, ubranka, mleko itepe. Każdy wie najlepiej, czego potrzebuje.
Pozytywne nastawienie i dużo luzu
Niby banał, ale jakże to potrzebne! Tak naprawdę z dzieckiem nie wszystko da się zaplanować, możemy jedynie przygotować się najlepiej jak potrafimy i później już tylko cieszyć się wędrówką i ewentualnie gasić pożary. Oby tych ostatnich jak najmniej!
0 comments on “W góry z niemowlakiem – pierwsze wyjście w chuście”