Kilka lat temu, kiedy wjeżdżaliśmy do Macedonii o Treskavcu nie wiedzieli nawet pracownicy informacji turystycznej na granicy bułgarsko-macedońskiej. A malowniczo położony na zboczu góry klasztor był tłem dla jednego z najważniejszych filmów tego kraju. Zanim spadnie deszcz Milcho Manchevskiego otrzymał m.in. Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji.
Nim położyliśmy się w klasztornych pryczach, stawiliśmy się na dworcu kolejowym w Skopje. Mocno nadszarpnięty zębem czasu wagon w ślimaczym tempie ruszył na południe kraju. Macedońskie koleje są w większości niezelektryfikowane, dym znad lokomotywy dodaje uroku mijanym krajobrazom. Wypalone pola, żarzą się światłem popołudniowego słońca. Skopje jest ponoć najgorętszą stolicą w Europie. Położenie i specyficzny mikroklimat utrzymują tu przez długie tygodnie ponad 40 stopniowe upały. Podobnie jest na prowincji. Pociąg przecina ciągnące się po horyzont żółto-pomarańczowe łąki.
Czasami zatrzymuje się w szczerym polu, do którego dochodzi mała ścieżka zakończona budką. Tłoczą się wokół niej nerwowo ludzie. Podróżni, gapie, znudzone nicnierobieniem dzieciaki. Takie tu dworce kolejowe.
Do Prilepu – spod którego rusza szlak do klasztoru docieramy spóźnieni prawie dwie godziny. Taksówkarz zapytany o drogę ma problem ze wskazaniem, gdzie znajduje się początek drogi do Treskavca. W końcu wysadza nas 5 kilometrów za miastem i ręką pokazuje kierunek. Gdzieś tam powinien być leżący u stóp szczytu Zlatovrv (1422m n.p.m.) – klasztor i prawosławna cerkiew.
Gubimy się nim jeszcze dobrze rozpoczęliśmy podejście. Nasza prowizoryczna mapka przywieziona z Polski też nam nie jest w stanie pomóc. Brnąc przez chaszcze, przyciągając wzrok miejscowych pasterzy, po prawie dwóch godzinach dreptania dotarliśmy do drogi, którą regularnie pokonuje mnisia terenówka. A przynajmniej pozostaje nam w to wierzyć, bo do miasta są już jakieś cztery godziny drogi, a zapadł zmrok – bez czołówki ni rusz. Po kolejnych dwóch godzinach mocnego podejścia pojawiają się światła Treskavca. Do 1999 roku klasztor był opuszczony. Później zamieszkało tu kilku mnichów, w końcu został tylko jeden. Według relacji, biegle mówiący po angielsku i otwarty na pielgrzymów. Pukamy, drzwi otwiera niski, łysy osiłek, w dresie i dziarą na ręce.
– Miał być mnich – mówię do S.
– No i jest, nie oceniaj ludzi po pozorach – odpowiada (wówczas jeszcze śmiertelnie poważnie).
W Treskavcu goście mogą liczyć na bezpłatny nocleg w skromnie zagospodarowanych pokojach. W zamian mają do dyspozycji bezwzględną ciszę i niebo usłane gwiazdami.
Po wschodzie słońca wyłania się niepowtarzalny widok na góry i okolicę. Wraz z naszym krępym gospodarzem poznajemy historię tego miejsca. Wewnątrz klasztoru znajduje się ceglana cerkiew prawosławna św. Bogurodzicy z XIII wieku. Można zobaczyć zachowane freski mniej więcej z tego samego okresu.
Ale już kilka wieków wcześniej znajdowała się tu inna, starsza budowla. Obiekt jest dość dobrze zachowany, choć spory w tym udział miał pożar sprzed kilku lat. To po nim wyremontowano część klasztorną, w której teraz nocują podróżnicy (a najczęściej spragnieni chwili oddechu mieszkańcy leżących u stóp góry miejscowości). Oprócz nas są tu tylko trzy osoby, choć teoretycznie sierpniowy sezon wakacyjny w pełni.
Po śniadaniu wyjaśnia się też zagadka naszego gospodarza. To Bogdan – ogrodnik, woźny i porządkowy w jednej osobie. Pop akurat podczas naszej wizyty był nieobecny. Oprowadzeni przez Bogdana poznawaliśmy klasztorne zakamarki. Choć nasz przewodnik mówi tylko w swoim ojczystym języku, nie pierwszy raz jesteśmy w stanie spokojnie porozumieć się z Macedończykami.
– eden, dwa, tri, czetiri, pet, szest… – wymienia Bogdan, gorączkowo wymachując nad wykutymi w skałach dziurami w kształcie prostokątów. Jego zdaniem to groby będące dziełem Turków, którzy mieli tu po dokonaniu grabieży pochować miejscowych. Nie wiemy czy to prawda, choć faktycznie, w jednej z cerkiewnych naw znajduje się skrzynia z czaszkami siedmiu mnichów zamordowanych przez Osmanów.
W czasie naszej wizyty nie było w Treskavcu turystów, ale w trakcie naszej wizyty (lato 2012) były już plany macedońskiego rządu by wybudować drogę asfaltową pod samą bramę zabytku. Droga już jest, klasztor jest bardziej dostępny. Niestety w lutym 2014 roku podobno wybuchł kolejny pożar. Przetrwała cerkiew, ale spalone zostały pokoje i kuchnia. Treskavec, jaki poznaliśmy nie jest już taki sam, ale na pewno nadal wart jest wizyty.
Zdjęcia do filmu Zanim spanie deszcz kręcone były głównie na terenie klasztoru w Treskavcu:
0 comments on “Macedonia. Podniebny klasztor Treskavec i jego tajemnica”