Wizyta “w wiosce mniejszości narodowej Yi” w Xizhou, “w lokalnej wiosce zamieszkanej przez ludność Bai”, “przez mniejszość Palaung”, “przez lud Sani” i tak dalej niemal w nieskończoność. W Chinach, biura podróży nie muszą długo szukać regionalnych atrakcji. To kraj utkany z mozaiki mniejszości etnicznych.
Gdyby Szanghaj nie powitał nas deszczem, pewnie nie wpadlibyśmy na pomysł żeby odwiedzić szanghajskie muzeum. Spośród dziesięciu ekspozycji, które można tam zobaczyć, jedna poświęcona jest mniejszościom narodowym i etnicznym zamieszkującym Chiny. Wariacje kolorów, tkanin i wzorów, liczne przykłady rękodzieła i regionalnych strojów – w muzealnych gablotach właściwie wszystko przyciąga uwagę.
W dodatku jest to jedyna w muzeum wystawa z interaktywnymi stoiskami (również w angielskiej wersji językowej), które “bawiąc, uczą”. Oprócz przystępnie przedstawionych informacji, zawierają gry i zabawy związane z wystawą: ubrać Maonana, wskazać strój Ujgura, wszystko krąży wokół pośród 56 oficjalnie uznanych przez Chińską Republikę Ludową mniejszości.
Mniejszości? Stojąc w muzeum przed mapą Chin, można mieć wątpliwości: “mniejszości” narodowe i etniczne zamieszkują mniej więcej 2/3 terytorium kraju.
“Większość” stanowią potomkowie ludu Han, którzy na mapie zajmują zaledwie 1/3 terenów położonych na wschodzie; trudno uwierzyć, że stanowią oni 91% mieszkańców tego ogromnego państwa. To wynik tendencji ostatnich lat – liczba ludności chińskich miast już przekroczyła liczbę mieszkańców wsi, a największe z nich – między innymi Szanghaj i Pekin – położone są właśnie na wschodzie.
Chiny starają się eksponować swoją otwartość wobec mniejszości narodowych i religijnych. Oczywiście wobec tych, które są oficjalnie uznane. Świadczy o tym nie tylko wystawa w Muzeum Szanghajskim, ale też otwarcie na turystów.
W Pekinie można spędzić cały dzień, odwiedzając świątynie różnych wyznań, z folderów uśmiechają się ludzie w kolorowych lokalnych strojach, zachęcając do wizyt w swoich wioskach.
Chciałoby się rzec: do wyboru, do koloru. Chiny, po swoim ‘kontrolowanym” otwarciu na zachód, poprzez swoją politykę wewnętrzną chcą prezentować tolerancję, otwartość i akceptację panującej w kraju wielokulturowości. Ale patrząc choćby na Tybet, kołacze się w naszych głowach natrętna myśl: a może ta widoczna na każdym kroku tolerancja służy odwróceniu uwagi od trudniejszych, bardziej skomplikowanych – a najczęściej przemilczanych – problemów, takich jak choćby ruchy niepodległościowe w Państwie Środka? W kraju pozwolono na w miarę swobodne praktykowanie islamu i chrześcijaństwa. Świat w końcu najłatwiej dostrzeże dyskryminację “swoich”. Szykany dotyczą za to rzadziej spotykanych gdzie indziej wyznawców buddyzmu.
Nasuwa się nam podobne pytanie, do tego, jakie zadawał sobie Kapuściński (“Chrystus z karabinem na ramieniu”) w kontekście państw Ameryki Południowej, Afryki czy Bliskiego Wschodu lat 60.:
Dzisiaj mówi się dużo o walce z hałasem, a przecież walka z ciszą jest ważniejsza. W walce z hałasem chodzi o spokój nerwów, w walce z ciszą chodzi o ludzkie życie. Kogoś, kto robi dużo hałasu, nikt nie usprawiedliwia i nie broni, natomiast ten, kto zaprowadza ciszę w swoim państwie, jest chroniony przez aparat represji. Dlatego walka z ciszą jest tak trudna. Byłoby ciekawe, gdyby ktoś zbadał, w jakim stopniu światowe systemy masowego przekazu pracują w służbie informacji, a w jakim — w służbie ciszy i milczenia. Czego jest więcej: tego, co się mówi, czy tego, czego się nie mówi? Można obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie reklamy. A gdyby obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie utrzymania ciszy? Których byłoby więcej?*
Pytanie, które nadal pozostaje w Chinach otwarte.
Liao Yiwu, Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych. Wołowiec 2011.
W tej książce nie znajdziemy Chin, jakie odkrywa wybierający się tam turysta. Chiny we wspomnieniach rozmówców Liao Yiwu to kraj poszarpany porywami historii. Przedstawiciele najniższych warstw chińskiego społeczeństwa opowiadają historie czasem okrutne, czasem zabawne, zawsze jednak szczere i przedstawiające Chiny takimi, jakimi widzą je oni – “zakneblowane grupy społeczeństwa”. Warto przeczytać opowieść śpiewaka ulicznego, wyznawczyni Falun Gong, kobiety narodowości Yi czy wiejskiego nauczyciela i przypomnieć sobie, że chiński sukces zbudowany został na gruzach państwa komunistycznego, o czym czasem, wyrażając podziw dla chińskiego postępu, zbyt łatwo zapominamy.
Max Cegielski, Od Kaszgarii do Sinkiangu. „Kontynenty” 1/2015.
“Ujgurzy i Chińczycy. Islam i kult pieniądza. Zabronione marzenia o niepodległości i jawna buta zaborców. Terroryści-samobójcy i permanentna inwigilacja. Autostrady wśród piasków i grobowce mistyków” – chińskie pogranicze nie jest jednorodne. Podążając śladami carskiego wysłannika Bronisława Grąbczewskiego, autor sprawdza jaka jest Kaszgaria i jacy są jej mieszkańcy teraz, ponad sto lat po podróży swojego poprzednika.
0 comments on “Kraj utkany z różnorodności. Jak traktowane są mniejszości etniczne w Chinach?”