Gdzieś daleko stąd, za rodzinną Europą, w centrum południowoamerykańskiego kontynentu leży Boliwia. Brzmi jak bajka? Słusznie. Tylko w ten sposób można rozpocząć jakąkolwiek opowieść o Parku Narodowym Eduardo Avaroa. Opowieść pełną kolorów i ciszy, opowieść śladem niezwykłych andyjskich lagun.
Położenie Parku Narodowego Eduardo Avaroa jest wyjątkowe: rozciąga się na wysokości od 4200 m. n.p.m. do 5400 m. n.p.m. na terenach sąsiadujących z najsuchszym miejscem na Ziemi – pustynią Atacama w Chile. Panujący tam klimat sprawia, że ilość wody w tym miejscu jest ograniczona, suma opadów to zaledwie 65-76 mm rocznie. Pomimo tego życie na przedgórzu And jest bogate, głównie dzięki barwnym lagunom zasilanym przez wodę z lodowców i nielicznych źródeł.
Jeszcze nie zdąży się uspokoić oddechu przyspieszonego zmniejszoną na tych wysokościach ilością wdychanego tlenu, a tchu ponownie brakuje – tym razem na widok jasnych wód rozlanych pod pastelowymi odcieniami wulkanów.
Jako pierwsza wyłania się Biała Laguna (Laguna Blanca), która swój brudnobiały kolor zawdzięcza występującym w wodzie minerałom, głównie boraksowi. Tylko cieśnina oddziela ją od kolejnej Laguny, której wody mienią się odcieniami zieleni: od turkusu do głębokiego szmaragdu, w zależności od siły wiatru, poruszającego zawiesiny minerałów, między innymi magnezu i arszeniku. Widok tym piękniejszy, że za jeziorem wyłania się prawie sześciotysięczny wulkan Licancabur. Co ciekawe, podobno woda w Zielonej Lagunie może mieć temperaturę nawet -56ºC ponieważ jej skład chemiczny sprawia, że nawet wtedy pozostaje w stanie ciekłym.
Jednak to tylko przedsmak tego, co stworzyła natura w Boliwii. Kilkaset metrów wyżej leży kolejna z lagun, Laguna Salada, w której płytkich wodach odbija się niebo, tworząc zjawiskowy kolaż z popękaną od słońca i wiatru ziemią. Bogate w minerały wody termalne o temperaturze 40-45ºC, to dobra okazja na odprężającą kąpiel. Główna atrakcja ciągle jednak przed nami: Laguna Colorada.
Niesamowite jezioro o wodzie w odcieniach miedzi i czerwieni, które to zawdzięcza pigmentowi tamtejszych alg. Uroku dodają mu nie tylko białe wyspy z boraksu, ale przede wszystkim różowe kolonie flamingów krótkodziobych.
Gatunek ten uważany był za wymarły, zanim w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku odkryto jego populację.
Moglibyśmy godzinami przypatrywać się brodzącym w płytkich wodach flamingom, delikatnym falowaniom na powierzchni jezior, pastelowym kolorom otaczających nas zboczy wulkanów. Słuchać ciszy, jaka panuje na tych wysokościach, prawie niezakłóconej obcymi temu miejscu dźwiękami. Sami zresztą zobaczcie:
3 comments on “Boliwijski Park Eduardo Avaroa – nasze najpiękniejsze miejsce na Ziemi”