Upadek Muru Berlińskiego był cezurą, od której o symbolice muru mówi się w kategorii tego co „było”. Ale nadal istnieją miejsca na świecie, gdzie mury powstają i „są”. Jak na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie wyrastają ze wzgórz okalających miasta.
28 lat. Tyle Berlińczycy żyli rozdarci między wschodem a zachodem. Po 1989 roku i spektakularnym upadku muru, został po nim 1300-metrowy odcinek. I blizny na bruku, które – czasem trudno dostrzegalne ze względu na zmieniająca się zabudowę miasta – znaczą przebieg dawnej granicy. Pozostałości mury zamieniły się w wyjątkowy na swój sposób kwartał sztuki, East Side Gallery. Ponad stu artystów z całego świata przekształciło symbol podziału Europy w pomnik wolności i pokoju, wyrażając euforię i nadzieję zmian na lepsze.

Po dwudziestu latach od stworzenia East Side Gallery sztuka ponownie odnalazła swoje miejsce na murze. Tym razem jednak nie jako wyraz radości z odzyskanej wolności, ale jako narzędzie walki z postawionym przez Izrael „murem bezpieczeństwa”.
Długi na ponad 700 km, zbudowany z betonowych płyt, wyposażony w potężne wieże wartownicze, mur oddziela terytoria palestyńskie na Zachodnim Brzeg Jordanu, zapobiegając według izraelskich polityków atakom terrorystycznym na terenie ich kraju. Rozdziela Izraelczyków od Palestyńczyków, ale też rolników od swych pól, uczniów od szkół, pracowników od miejsc pracy i całe rodziny.
Po stronie palestyńskiej mur staje się wielkim palimpsestem ukazującym solidarność z pokrzywdzonymi, ogromną paletą dla artystów, graficiarzy i zwykłych ludzi, którzy wyrażają na nim swój sprzeciw. Miejsca wystarczy na długo, nie tylko ze względu na rozmiary muru, ale też regularne działania izraelskiego wojska, które zamalowuje prace cieszące się największą popularnością.
Taksówkarzowi, mieszkającemu od urodzenia w Betlejem, pokazujemy w przewodniku imponujący mural. To “Wolność wiodąca lud na barykady” w wydaniu palestyńskim.
Mówi, że pod osłoną nocy została zamalowana przez izraelskiego żołnierza. Wierzyć – nie wierzyć? W każdym razie muralu już nie ma.
Za to zostawił tu po sobie ślad kultowy artysta ulicy – Banksy. Wydaje się, że nie tylko na murze, ale też w palestyńskiej duszy.
– Banksy! Banksy! It’s ok! – krzyczą unosząc kciuk do góry. To wyraz zainteresowania jego twórczością, do politycznego wsparcia, a może po prostu radość z okazanego im zainteresowania?

Mury są widocznym znakiem podziału, koncentrującym na sobie uwagę świata. Ale, jak mówi pisarz i prawnik Raja Shehadeh, prawdziwa walka o terytorium toczy się dzisiaj gdzie indziej:
– Autostrady dzielą skuteczniej niż mury. Mury zawsze można zburzyć, ale raz wybudowana droga staje się okrutną rzeczywistością, którą o wiele trudniej zmienić – zaznacza w swoich “Palestyńskich wędrówkach”.
Myślimy o tym przecinając Palestynę eksterytorialną drogą szybkiego ruchu. Dzięki niej nad Morze Martwe z Jerozolimy docieramy znacznie szybciej niż jadąc na około. To wygodne rozwiązanie.
– A czy jest tam bezpiecznie? – pytamy w izraelskim hostelu, zdziwieni, że autem na tamtejszych blachach można wjechać spokojnie na terytorium palestyńskie.
– Of course, it’s no problem – zapewnia nas właściciel.
Jest bezpiecznie. Drogę kontroluje izraelskie wojsko. Zresztą drut kolczasty, przez który próbujemy dostrzec piękno opisywanych przez Shehadeha wzgórz, zapewnia dość szczelną ochronę. Przecinamy Zachodni Brzeg w niecałą godzinę. Wraz z nami cały sznur podróżujących Izraelczyków. Było po prostu normalnie. I dlatego tyle prawdy jest w słowach Shehadeha.

0 comments on “Berlin. Izrael. Gdy mury runą”