Ja go znalazłam: to niebieski dom Fridy Kahlo. Dlaczego? Chciałabym zobaczyć jak tożsamość i celebracja codzienności stają się dla człowieka pasją i przekłuwają się w dzieło życia.
Każdy zna Fridę, każdy kojarzy jej grube złączone i brwi i uważne przeszywające spojrzenie en face.
Podobno Madonna miała zwyczaj testowania swoich nowych znajomych, pokazując im obraz Moje narodziny. Jeśli im się nie spodobał, z przyjaźni nici.
Zafascynowana postacią Fridy na pewno przyczyniła się do zwiększenia jej popularności, wszak za życia meksykańska malarka była znana głównie z bycia żoną swojego męża, Diego Riviery. Madonna chciała nawet wyprodukować film o życiu Kahlo, ale szybsza była Salma Hayek. Niemniej obie panie oddały postaci Fridy wielkie zasługi, jej twarz jest znana jako ikona chyba nawet nie kultury, ale już popkultury; widnieje na kubkach, magnesach, koszulkach – wszędzie.
Niektórzy może nawet kojarzą jej obrazy, których najczęściej sama jest bohaterką, na większości dotknięta niewyobrażalnym cierpieniem fizycznym lub w sugestywny sposób połączona z ziemią swoich przodków. Brzmi to banalnie, ale po przeczytaniu książki o jej życiu właśnie to jawi mi się jako kwintesencją jej życia: meksykańska tożsamość i dbałość o jej codzienny wymiar.
Znana była z noszenia tradycyjnych meksykańskich strojów, które łączyły w sobie elementy z różnych regionów kraju: nasycone kolorami, urozmaicone akcentami własnego pomysłu musiały robić wrażenie na ulicach San Francisco czy Nowego Jorku, gdzie pomieszkiwali z Diegiem związani jego zleceniami na murale. Stany otwierały przed nimi wiele możliwości, ale tęsknota za Meksykiem nieustannie towarzyszyła Fridzie. W wielkich miastach była raczej nieszczęśliwa, spełnienie czekało na nią gdzie indziej: w jej rodzinnym niebieskim domu w Coyocan, aktualnie dzielnicy Meksyku.
Właśnie tu zaczyna się część opowieści o życiu Fridy, która została przysłonięta obrazem silnej kobiety, twarzy praw kobiet czy niepełnosprawnych.
Frida domowa przywiązana była do miejsca swojego urodzenia, którym była dla niej nie tylko meksykańska ziemia, ale też jej dom rodzinny.
Niebieski dom został bowiem wybudowany przez jej ojca w tradycyjnie meksykańskim stylu: parterowe budynki otaczały patio, którego głównym punktem było drzewko pomarańczowe.
Tu właśnie po swoim drugim ślubie zamieszkali Frida i Diego, tworząc z domu swoistą wizytówkę meksykańskiej tożsamości. Oboje zafascynowani sztuką ludową kolekcjonowali wszelkie jej wyroby od lokalnych artystów a zbiory obrazków ex voto, haftowanych obrusów czy lalek były nie tylko ozdobą, ale też wyposażeniem domu. Stopniowo dokupowali ziemię, tworząc ogrody, w których eksponowali swoje zbiory sztuki prekolumbijskiej. Ale czy zamieszkali w muzeum? Chyba nie. Po prostu w końcu stworzyli dom.
Po wielu latach przepychanek w małżeństwie malarzy nastała względna harmonia (na miarę specyficznego małżeństwa, jakim byli oczywiście). Frida miała swoją pracownię w niebieskim domu, dzięki czemu mogła malować, ale też organizować swoją codzienność. A codzienność wydawała się dla niej tym, z czego czerpie się energię i o co warto dbać. Lubiła sama przygotowywać posiłki i częstować nimi często pojawiających się gości. Korzystała z tradycyjnej zastawy: glinianych garnków, nierównych kolorowych naczyń o różnych rozmiarach, drewnianych łyżek.
Przy posiłkach ważne było nie tylko co się jadło, ale też jak. Świeże kwiaty na stole, odpowiednie ułożenie naczyń sprawiało jej niebywałą przyjemność i odzwierciedlało jej zmysł estetyki, który starała się przekazać swoim studentom.
Podobno pewnego razu zaprosiła swoich uczniów na posiłek, nakryła stół, poprosiła uczniów żeby się przyjrzeli, po czym wszystko poprzestawiała. Poprosiła żeby sami nakryli stół w atrakcyjny sposób, dbałość o szczegół była równie ważna jak smak potraw.
Przygotowywanie posiłków też było w pewnym stopniu zrytualizowane: najpierw wyprawa na rynek, później przygotowywanie posiłków, które były celebrowane w towarzystwie mieszkańców Niebieskiego Domu a nawet zwierząt. A towarzystwa było pod dostatkiem: w tym samym domu mieszkała siostra Fridy Cristina, asystentka Diega Emmy Lou, przez jakiś czas mieszkała z nimi także córka Diega, Guadalupe i pracownicy Niebieskiego Domu, którzy byli traktowani jak członkowie rodziny. Gdyby nie pogarszający się stan zdrowia malarki, byłby to zapewne czas spokoju i harmonii tak zapewne potrzebnych jej po burzliwych latach młodości.
Właśnie tak widzę w swojej wyobraźni ten dom: zakorzeniony w ziemi, na której stoi, którego harmonia oddaje meksykańską duszę jego mieszkańców. Może nieco zbyt idealistycznie, pamiętając o tym, że aktualnie jest to muzeum, ale to nic – jeśli kiedyś pojadę do Meksyku to po to żeby przekonać się jak jest w rzeczywistości.
A Ty, jaki masz powód żeby ruszyć w podróż?
Suzanne Barbezat, Frida Kahlo. Prywatnie. Warszawa 2017.
Cóż, jest to książka przetłumaczona na język polski raczej w wyniku potrzeby chwili niż jej literackich walorów: w tym samym roku w Poznaniu miała miejsce wystawa poświęcona twórczości Fridy Kahlo i Diego Riviery, która cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Stąd też kilka publikacji o malarce. Książka Barbezat to raczej album, w którym opowiedziana jest historia życia Fridy – dużo faktów, sporo reprodukcji, ładne wydanie. Nie jest to książka o artyście na miarę Pasji życia Irvinga Stone’a, ale zdecydowanie warto po nią sięgnąć jeśli jest się zainteresowanym postacią Fridy.
0 comments on “A Ty masz powód żeby pojechać do Meksyku?”